
Tłumaczenie fragmentów tekstu Petra Ptacka ze strony www.raft.cz
URL oryginału https://www.raft.cz/Clanek-Podrobnosti-ke-smrtelne-nehode-na-Kamienne.aspx?ID_clanku=2459
W niedzielę, 19 lutego (2023 r.), grupa doświadczonych czeskich kajakarzy spływała jedną z najtrudniejszych polskich rzek – Kamienną w Karkonoszach. Poziom wody był wysoki po weekendowych deszczach. Trudność spływanego odcinka sięga WW V.
W okolicach Szklarskiej Poręby jeden z członków grupy kabinował się, puszczając po kabinie kajak i wiosło. Część grupy pozostała z tym kajakarzem do czasu zabezpieczenia go na brzegu, a następnie wyciągnięcia jego kajaka, pozostali zatrzymali się w cofce. Tam również zatrzymał się Jirka (37 lat) wraz z dwoma kolegami. Niestety, gdy zobaczył przepływające obok cofki wiosło, natychmiast zaczął je gonić, ku przerażeniu pozostałych. Krzyczeli do niego, że w dole rzeki jest drzewo!
Jirka został wciągnięty przez nurt wprost w górną część korony świerka o średnicy około 25 cm, który był idealnie usytuowany na środku rzeki, zaczepiony między dwoma skałami i blokował główną linię nurtu. Natychmiast po napłynięciu na drzewo Jirka został wciśnięty pod pień razem z kajakiem.
Bardzo szybko („w oka mgnieniu”) dotarła do miejsca wypadku grupa ratunkowa z lewego brzegu. Dwaj kajakarze stali w nurcie lodowatej rzeki, trzymali głowę Jirki nad wodą i próbowali go uwolnić. Nie udało się to, bo Jirka się o coś zaczepił. Inny kolega wspiął się na kłodę z prawego brzegu, aby zobaczyć, o co Jirka się zaczepił. Nie był w stanie zlokalizować problemu.
W miarę upływu czasu i zwiększania się stopnia hipotermii, Jirka stracił przytomność i zaczął zanurzać się pod wodę. Kolegom udało się zdjąć mu kamizelkę. Sądzili, że to ona lub patent holowniczy zaczepiła się o gałęzie. Niestety, zdjęcie kamizelki nie pomogło i nadal nie można było uwolnić tonącego.
W końcu czterem osobom udało się rozhuśtać drzewo i zrzucić jeden koniec ze skały, co wprawiło drzewo w ruch. Spłynięcie końca drzewa pozwoliło na wydobycie ciała w mniej trudnym terenie (ok. WW II-III). Od zaklinowania do wyciągnięcia na brzeg upłynęło około 10 minut.
Przetoczenie świerka było bardzo ryzykownym manewrem. Sami ratownicy, którzy znajdowali się w nurcie rzeki, byli narażeni na duże niebezpieczeństwo w momencie, gdy drzewo zostało wprawione w ruch, a jego skręcenie na osi odsłoniło koronę długich gałęzi jako bezlitosną pułapkę. Nad wodą nie było gałęzi, ale pod wodą było ich bardzo dużo. Kajak Jirka również został uwięziony pod wodą w gałęziach drzewa na kilka minut i wypłynął podczas akcji ratunkowej.
Po wydobyciu ciała rozpoczęła się procedura resuscytacji. Trwała do momentu przybycia polskich służb ratowniczych, które do akcji ratunkowej użyły również automatycznego defibrylatora. Niestety, wszystkie wysiłki poszły na marne. Zaklinowanemu w gałęziach świerka w lodowatej zimowej wodzie, nie pomogła nawet szybka akcja ratunkowa grupy.
Leżące w rzece drzewa są bardzo niebezpieczne, szczególnie na wąskich i stromych potokach, ale także na stosunkowo bezpieczniejszych odcinkach. Ratunek w pewnych okolicznościach jest co prawda możliwy, ale bardzo skomplikowany, gdyż gałęzie mogą złapać ofiarę za dowolny sprzęt – kamizelkę, fartuch, patent holowniczy, kask, można też zostać przyciśniętym do pnia lub gałęzi przez własną łódź. Pokonanie dociskającej siły nurtu może być niemożliwe, a przepłynięcie przez gałęzie drzew jest kwestią wielkiego przypadku. Ratunek jest więc całkowicie zależny od grupy, z którą się płynie, o ile w ogóle jest możliwy. Dlatego polecam oglądanie dostępnych odcinków z brzegu i przenoszenie zwalonych drzew w bezpiecznej odległości.
Wypadek zdarzył się na stosunkowo spokojniejszym odcinku (około WW III) tej skądinąd bardzo dzikiej rzeki. W tym przypadku impuls ratowania sprzętu był szybszy niż rozsądek nakazujący obejrzenie odcinka rzeki poniżej przed opuszczeniem cofki.

